Pierwsze dni mam już za sobą i powiem Wam, że jest lepiej,
niż myślałem.
Po pierwsze jakoś przetrwałem siedemnaście godzin w podróży,
wyspałem się w autobusie, co nie zdarzyło mi się jeszcze nigdy w dłuższej
podróży autokarem. Do tego okazuje się, że Freiburg ma trochę do zaoferowania z
rzeczy, które ściągnęły moją uwagę.
Po pierwsze jest tutaj chyba tysiąc rowerów na metr
kwadratowy. Przy każdym przystanku, dworcu, urzędzie czy szkole zrobione są
ogromne parkingi dla rowerów, co skutkuje tym, że w mieście bardzo mało
samochodów. Przeważają tu też auta małe, kompaktowe, idealne właśnie do miasta,
albo samochody typowo dostawcze, firmowe.
Do tego miasto jest idealnie przygotowane dla rowerzystów.
Ścieżki rowerowe są wszędzie, co kawałek są miejsca gdzie można przypiąć rower.
Co więcej widziałem kilka stojących po prostu na chodniku, nie przypiętych do
niczego i jakoś same z siebie nie znikały. Przejeżdżając przez Frankfurt
rowerów widziałem jeszcze więcej, a przy samym dworcu było ich tyle, że nie
starczyłoby całego cygańskiego taboru, żeby je wszystkie ukraść.
Co jeszcze? Motywacyjnie działa na mnie widok gór naokoło.
Na ich szczytach stoją wiatraki i kiedy człowiek przez chwilę się zamyśli może
popatrzeć, jak wirują leniwie na delikatnym wietrze. Cholera… czyżby jednak
coś, co traktowałem jak właśnie wygnanie zaczynało mi się podobać?
A na koniec jeszcze filmik, kręcony w bardzo spokojnym, i mocno nietypowym miejscu
Jakim?
Zapraszam:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz