Ejo!
Skąd się wzięły moje światłe wnioski? Po pierwsze ludzie nie czytają nic ambitniejszego, niż instrukcja Domestosa, siedząc na kiblu. Po drugie rozrywkami dla leni - zakrzykniecie - jest telewizja, czy tam coś jej podobnego.
W tym kraju, jeśli w przeciągu ostatniego roku przeczytaliście choć jedną książkę, to jesteście w mniejszości. Jeśli ponad siedem - istniejecie na granicy błędu statystycznego. W tamtym roku całkowite oderwanie od słowa pisanego (także w forme elektronicznej) zadeklarowało ponad 60% ankietowanych. Co więcej, co trzeci polak z wyższym wykształceniem też nie zadał sobie trudu sięgnięcia choćby po album z fotografiami. Tak, moi drodzy, w ankiecie brano pod uwagę także tych, którzy czytali COKOLWIEK. Choćby komiksy, czy książki kucharskie. I nadal 61% - zupełne nic.
Nie dziwi mie więc fakt, że Harrego Pottera uważa się za zbawcę czytelnictwa. I rzygać mi się chce, kiedy słyszę wypowiedzi typu: "jeśli polska młodzież ma czytać tak niską litearturę, to lepiej niech nie czyta wcale". I w ramach literatury wyższej poddaje się przedpotopowe, niezrozumiale napisane lektury. Bomba.