Dziś będzie trochę o dwóch młodych bohaterach, którzy potrafią poradzić sobie z zagładą całego świata, a także (co czasem trudniejsze) z moim złym nastrojem. Jeden z nich to postać ze stronic książki, drugi - wirtualnie pojawia się na moim monitorze. Kim są? Już mówię :).
Od razu Wam zastrzegam. Mogę dać wszystkim gwarancję, że jeśli sami poświęcicie trochę swojego czasu po tym blogu na poznanie bliżej tych młodzików, to nie będziecie żałować nawet sekundy im poświęconej.
Pierwszym, o którym chciałem powiedzieć będzie bohater książkowy. Mau, bo tak ma na imię, to typowy mieszkaniec pewnego archipelagu wysp, gdzieś daleko na morzu. Poznajemy go, gdy przechodzi rytuał, kiedy to dzieciak staje się mężczyzną. Lecz dokończenie go przerywa kataklizm - wielka fala, która zabija wszystkich mieszkańców Nacji (jego rodzinnej wyspy), jak i pustoszy większość okolicznych wysp. Na domiar złego fala przynosi na brzeg coś nie z jego świata. Ogromny statek Słodka Judy. Z kolei z tego statku z życiem uchodzi tylko jedna osoba, kilkunastoletnia dziewczynka, angielska arystokratka o błękitnej krwi. To już zapowiada dużą dozę humoru, tak samo, jak nazwisko autora. I śmiechu nie zabraknie. Lecz jest to także poważna książka, która w nagle potrafi zakraść się powoli z mocnymi przemyśleniami na trudne tematy, by zaraz zdzielić nas nimi, niczym ninja selerem.
Nie da się tu nie opowiedzieć też o wszystkich postaciach pobocznych (bo przecież sami we dwójkę nie będą tam siedzieć na Nacji jak te kołki, ucząc się od siebie obyczajów). Jeśli nawet o jakiejś postaci słyszymy w krótkim wspomnieniu o niej, to jest tak barwna, że można byłoby napisać o niej osobną książkę. Czy mamy tu do czynienia z religijnie nawiedzonym kapitanem, okrutnym buntownikiem o nazwisku Cox, czy też o starusieńkiej pani Bulgot.
Książkę polecam, bo jest po prostu inna, wyjątkowa, świetnie napisana i, jak na polskie warunki, bardzo ładnie wydana (co niestety ominęło inne książki Pratchetta i dopiero teraz ktoś pomyślał oo twardej oprawie). A pochłania się ją jednym tchem, nawet, jeśli na drugi dzień ma się milion innych obowiązków, do których należałoby się przygotować.
_____________________________________________________
A teraz trochę o Dzieciaku.
Często słyszę o grach, które zmieniają świat, będą grami roku, zniszczą konkurencję i nie oderwę się od nich na wiele godzin. I co? No jakto co? Zwykły chwyt marketingowy. Miało tak być z Oblivionem, tak samo z Battlefieldem. Są dobre, świetne wręcz, ale podobnych gier jest bezlik.
"Bastion" to jest właśnie prawdziwie wyjątkowa produkcja. Grę zasadniczo trzeba podzielić na cztery części, z których ja osobiście każdą pokochałem oddzielnie, za względu na tę wyjątkowość właśnie.
CZĘŚĆ 1: Fabuła i bohater
Głównym bohaterem jest Kidd, młody chłopak, który pewnego dnia budzi się, by dostrzec, że cały świat poszedł w strzępy. I to, niestety dosłownie. By nie zdradzać fabuły powiem, że oczywiście staramy się poskładać znów wszystko do kupy, lecz w sposób bardzo różniący się od stereotypowego grania. W czasie rozgrywki bardzo blisko poznajemy historię Kidda i jego przyjaciół, a także musimy podejmować trudne decyzje, nad którymi ja sam siedziałem i myślałem dłużej, niż w innych grach.
CZĘŚĆ 2: Grafika
Magiczna, piękna i zaczarowana. Potrafi zauroczyć, sprawić, że zatrzymujemy się na moment i zapominamy o zagrożeniach, bo przyglądamy się otaczającej nas scenerii. Jak wszystko w tej grze - połączenie sztuki z rozrywką.
CZĘŚĆ 3: Narrator
Wszystkie kroki Kidda opisuje Narrator (nieprzypadkowo piszę to z dużej litery) i dzięki temu czujemy się tak, jakbyśmy oglądali film, grali w grę i zarazem czytali bardzo dobrą książkę. Ale kiedy pierwszy raz usłyszałem Narratora, uśmiechnąłem się, jak zawsze gdy gdzieś zobaczę kawał dobrej roboty. Ten głos jest tak dobry, że mógłbym słuchać go do bez przerwy, nawet, gdyby czytał instrukcję instalacji kabiny prysznicowej, po chorwacku.
Tutaj macie próbkę tej magii Narratora:
CZĘŚĆ 4: Muzyka
Tutaj powiem to krótko. Najlepszy soundtrack EVER! On nie tyle pasuje do klimatu opowieści, co dodaje jej największego smaczku. Każdy utwór na płycie jest mistrzowski a kawałki śpiewane potrafiłem zapętlać w odtwarzaczu i puszczać godzinami. Nie żartuję.
Nie wrzucę tu całego soundtracku, ale kilka najlepszych utworów owszem.
Na początek utwór instrumentalny:
Po nim mój numer jeden na płycie, Zia`s Theme.
Teraz Zulf`s Theme... zaraz będzie bardzo ciekawie...
I obydwa te utwory, połączone w motyw końcowy gry!
A na koniec piosenka, w stylu J. Casha, śpiewana przez Rucka, czyli Narratora:
Dzięki wszystkim, którzy ze mną zagłębili się w tą magię. A jeśli dzięki temu blogowi choć na chwilę zapomnieliście o nudnym świecie - to udało mi się :).
A, i na razie zapominamy o kotku na koniec, bo są sprawy ważniejsze!
Chcecie zrobić coś dobrego, pomóc? Cel jest szczytny i szczególny.
Chcecie zrobić coś dobrego, pomóc? Cel jest szczytny i szczególny.
Zapraszam, zapoznajcie się z:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz