Są takie rzeczy na świecie, których nawet mój umysł nie ogarnia.
Gdyby ktoś mi to opowiedział, prawdopodobnie w połowę historii bym nie uwierzył. Musiałem to przeżyć na własnej skórze, żeby dać wiarę :).
Kiedy kilka miesięcy temu byłem świadkiem w wypadku, gdzie człowiek dosłownie konał, leżąc na asfalcie w kałuży własnej krwi, na policję i kaertkę czekaliśmy prawie czterdzieści minut. Była noc, nie było korków, dyspozytor od razu przyjął zlecenie i chyba nie mieli nic lepszego do roboty. Mimo to - 40 minut.
Później po jakiś dwóch tygodniach zostałem wezwany do złożenia zeznań, gdzie, co przyznałem od razu, niewiele już pamiętałem, bo adrenalina też swoje robi.
Jedyne co wyniosłem ważnego z ej wizyty na komendzie to informacja, że ten człowiek jednak zmarł trzy godziny po przewiezieniu do szpitala, na stole operacyjnym. Był w sztok pijany i zatoczył się pod maskę samochodu, nie bardzo wiedząc co się z nim dzieje.
Dziś wszystko było inaczej. Nie lepiej, nie gorzej. Inaczej.
Dzisiaj, gdy siedemdziesięcioletni dziadek z Ukrainy, który (co najsmutniejsze w całej tej historii) nie bardzo kontaktował umysłowo, co dzieje się wokoło - próbował włamać się do auta mojego sąsiada dwoma jednorazowymi golarkami i ukraińskim paszportem (gdy wyszedłem zobaczyć o co chodzi, facet zaczął tłumaczyć mi po ukraińsku, że on jak już się do auta dostanie, to "odjedzie na Kresy", a potem twierdził, że u mnie w samochodzie śpi jego kolega) w ciągu 3 MINUT pojawiła się policja. Co więcej w ciągu następnych piętnastu minut przyjechał jeszcze drugi radiowóz i van kryminalistyki, pełny po sufit sprzętu. Panowie i pani zaczęli zabezpieczać teren, zbierać resztki tych maszynek, sprawdzać otoczenie samochodów. Jeden z panów zbierał odciski palców z lakieru i szyb auta, pani spisywała raport, trzeci policjant pakował dowody i oglądał teren wokoło. Czułem się jak w pieprzonych "Kryminalnych", albo w "W-11"! Po jakiejś godzinie przewieziono nas do komendy, gdzie przez godzinę próbowałem zachować powagę, gdy składałem w całośc te wydarzenia i opowiadałem o tej "zuchwałej próbie włamania".
Gdy wychodziłem z komendy ten starszy pan był już zakłuty w kajdanki, zabrano mu pasek i sznurowadła, ale tłumacza do niego jakoś nie udało im się o tej porze znaleźć. Cóż, nie można mieć wszystkiego. Teraz, gdy zaczynam to pisać jest trzecia w nocy, a ja wróciłem do domu z dziesięć minut temu. Całe zajście trwało prawie cztery godziny.
Po co o tym piszę? z kilku względów. Bo nadal uważam, że gdyby karetka pojawiła się wcześniej, to może pomogłaby temu człowiekowi, albo przynajmniej ja nie miałbym takich problemów z zaakceptowaniem tej sytuacji. Bo, gdybym nie był świadkiem dzisiejszego zajścia to bym nie uwierzył. I wreszcie, bo naprawdę byłem zaskoczony tą organizacją pracy, gdzie wszystko odbyło się w kilka godzin, sprawnie, szybko i bez ciągania po przesłuchaniach dekadę później.
Dobrej nocy wszystkim...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz