wtorek, 23 listopada 2010

Po nocy przychodzi dzień, a po burzy spokój...

 u mnie jednak było na odwrót. Najpier świetnie, później dupa. Niedziela pomogła wyjaśnić wiele, czyli ten ostatni zimny prysznic.
Na moje nieszczęście przyszedł poniedziałek, a z nim praca. Nie dość, że byłem sam z jedną dziewczyną, to jeszcze przez cały dzień zapieprz taki, że nie ma kiedy nawet do kibla wyjść. A po pracy? Telefon z biura... zle policzone zlecenie i, jeśli się jutro nie uda mi tego wyjaśnić, jestem sporą kasę w plecy. Nic, tylko się cieszyć...

Mam nadzieję, że jutro się jakoś lepiej potoczy.

Z lepszych wiadomości, to wróciłem właśnie z Harrego Pottera z kina. Mi się podobał bardzo. Co prawda tylko część pierwsza, ale było na co popatrzeć. I nawet dość wierny książce, do tego wcale nie taki słaby jak niektóre poprzednie części. Tyle, że dobyłyy mnie reklamy innych filmów. Pal licho, że razem z reklamami proszków, batoników i podpasek trwał ten maraton z 10 minut. Gorzej, że żaden z filmów, które reklamowali nie był wypuszczany normalnie, w 2D. Ludzie z wytwórni naprawdę nie rozumieją, że jest to potężne narzędzie, które, gdy będzie używane na codzień, spowszednieje? Byłem na kilku filmach w 3D i uważam, że tylko dwóm  zaszkodziłoby, gdyby były bardziej "płaskie". "U2 in 3D" oraz oczywiście "Avatar". Reszta z obejrzanych nie dawała nic wyjątkowego. "Alicja w krainie czarów", czy "Opowieść Wigilijna" obyłyby się bez tych efektów. Inna sprawa, że teraz na siłę widać, że powstają i są dodawane sceny w filmie, tylko po to, żeby zaprezentować technologię 3D. Są najczęściej jednak niepotrzebne, a w tym samym filmie 2D nie miałyby prawa bytu. Ale to już moje zdanie. Cieszę się, że HP7 nie był w 3D (choć część druga już ponoć ma być) i że dane mi było obejrzeć w 3D Avatara. I to dwa razy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz