u mnie jednak było na odwrót. Najpier świetnie, później dupa. Niedziela pomogła wyjaśnić wiele, czyli ten ostatni zimny prysznic.
Na moje nieszczęście przyszedł poniedziałek, a z nim praca. Nie dość, że byłem sam z jedną dziewczyną, to jeszcze przez cały dzień zapieprz taki, że nie ma kiedy nawet do kibla wyjść. A po pracy? Telefon z biura... zle policzone zlecenie i, jeśli się jutro nie uda mi tego wyjaśnić, jestem sporą kasę w plecy. Nic, tylko się cieszyć...
Mam nadzieję, że jutro się jakoś lepiej potoczy.
Z lepszych wiadomości, to wróciłem właśnie z Harrego Pottera z kina. Mi się podobał bardzo. Co prawda tylko część pierwsza, ale było na co popatrzeć. I nawet dość wierny książce, do tego wcale nie taki słaby jak niektóre poprzednie części. Tyle, że dobyłyy mnie reklamy innych filmów. Pal licho, że razem z reklamami proszków, batoników i podpasek trwał ten maraton z 10 minut. Gorzej, że żaden z filmów, które reklamowali nie był wypuszczany normalnie, w 2D. Ludzie z wytwórni naprawdę nie rozumieją, że jest to potężne narzędzie, które, gdy będzie używane na codzień, spowszednieje? Byłem na kilku filmach w 3D i uważam, że tylko dwóm zaszkodziłoby, gdyby były bardziej "płaskie". "U2 in 3D" oraz oczywiście "Avatar". Reszta z obejrzanych nie dawała nic wyjątkowego. "Alicja w krainie czarów", czy "Opowieść Wigilijna" obyłyby się bez tych efektów. Inna sprawa, że teraz na siłę widać, że powstają i są dodawane sceny w filmie, tylko po to, żeby zaprezentować technologię 3D. Są najczęściej jednak niepotrzebne, a w tym samym filmie 2D nie miałyby prawa bytu. Ale to już moje zdanie. Cieszę się, że HP7 nie był w 3D (choć część druga już ponoć ma być) i że dane mi było obejrzeć w 3D Avatara. I to dwa razy.
wtorek, 23 listopada 2010
niedziela, 21 listopada 2010
Zimny prysznic
Niedziela, poranek, może nie taki rano, ale i tak otrzeźwiający. Jak na razie udało mi się tylko spieprzyć poranek, na szczęście nie bardzo. Mimo wszystko nie wiem, czasem, co się dzieje. Powinienem się nauczyć, że jak jest dobrze, to nie trzeba szukać dziury w całym. A niestety, taka dziura u mnie, jest czasem potężniejsza, niż prawdziwe problemy.
Po pierwsze: nie zgubić się we własnej głowie.
Po drugie: nie myśleć za dużo. Czasem to szkodzi.
Po trzecie: jeśli coś jest, to po prostu jest i tyle.
Po czwarte: jeśli mamy więcej, niż jeden wariant, nie wybierajmy najgorszego.
I na koniec: świat jest kolorowy.
Budowanie związku z takim myśleniem, jak moje, to tak, jakbym miał postawić domek letniskowy z piasku, gówna i wykałaczek. Niby da się, ale po co?
Po pierwsze: nie zgubić się we własnej głowie.
Po drugie: nie myśleć za dużo. Czasem to szkodzi.
Po trzecie: jeśli coś jest, to po prostu jest i tyle.
Po czwarte: jeśli mamy więcej, niż jeden wariant, nie wybierajmy najgorszego.
I na koniec: świat jest kolorowy.
Budowanie związku z takim myśleniem, jak moje, to tak, jakbym miał postawić domek letniskowy z piasku, gówna i wykałaczek. Niby da się, ale po co?
sobota, 20 listopada 2010
Mega weekend
Nie ma to jak weekend. Cały dzień siedzenia na wykładach mnie na szczęście ominął, ale ćwiczenia (o facecie, który, żeby opisać własne, nowe teorie, słowami, któych nie ma, a które wymyślał, przez co nie można nawet połapać się o co mu chodziło, szczególnie, po tłumaczeniu go na polski) już nie. Przez ostatnie trzy godziny nauczyłem się, że widelec może być narzędziem zbrodni, sztućcem, a nawet kaczką, czy pieprzonym statkiem kosmicznym! Ehhh...
Ogólnie kiepski, nudny dzień. Niby weekend, ale człowiek sprząta, uczy się i ogólnie zbiera siły na niedzielę. A miejmy nadzieję, że chociaż ona stanie się wyjątkowa.
Ogólnie kiepski, nudny dzień. Niby weekend, ale człowiek sprząta, uczy się i ogólnie zbiera siły na niedzielę. A miejmy nadzieję, że chociaż ona stanie się wyjątkowa.
Subskrybuj:
Posty (Atom)